piątek, 31 lipca 2015

Rozdział 22

Ocknęłam się, leżąc na dobrze znanym mi łóżku.Nie, nie tym w domu babci.Znowu w pokoju Mulata.To miejsce zaczęło mnie przytłaczać, nie chciałam tu być.Chciałam do domu.Próbowałam sobie przypomnieć co się stało, co było powodem tego, że leżę tutaj, nie wiedząc, o co chodzi.Po dłuższej chwili wysilania mózgu, udało się.Luke żyje, jest tutaj.W tym samym budynku, pracuje dla Trevora, jak Zayn.Ale nie rozumiem dlaczego przefarbował włosy i zmienił kolor oczu.W ogóle jak to możliwe?Idiotko, gdyby nie zmienił swojego wyglądu, znaleźliby go, i wiesz, jest coś takiego jak soczewki.Miło, jak na powitanie.
-Luke?-Powiedziałam szeptem.Nawet nie wiem dlaczego, nie powinnam, ale to było silniejsze ode mnie.
-Em, kochanie, dobrze się czujesz?-Dotarł do mnie zmartwiony głos Zayna.Może mi się przewidziało, tak nie było farbowanego szatyna.
-Zayn?-To było bardziej stwierdzenie, niż pytanie.Zamrugałam oczami, rozglądając się po pokoju.W końcu natrafiłam na zmartwione spojrzenie Mulata.Martwił się.-Co się stało?
-Zemdlałaś, przyniosłem cię tu.Powinnaś odpoczywać, to pewnie z przemęczenia.Oh Zayn, gdybyś wiedział, jak bardzo się mylisz.Podszedł do łóżka, składając krótki pocałunek na moim czole.-Odpoczywaj, przyjdę później.-Przez kilka sekund patrzyliśmy sobie w oczy, jednak po ich upłynięciu, chłopak zaczął się odsuwać.Nie chciałam, żeby odchodził.Pójdzie i znowu go nie będzie.W ostatniej chwili wyciągnęłam rękę, aby go złapać, ale jedynie musnęłam jego ramię.Westchnęłam, znowu pójdzie.Zatrzymał się i przeniósł spojrzenie z drzwi na mnie.Wykorzystałam to i powiedziałam.
-Zostań.Proszę.-Przez jego twarz przebiegło poczucie winy.Jakby się czymś zamartwiał.On się obwinia?Błagam tylko nie to.Jeżeli już, to tylko moja i wyłącznie wina.Po chwili namysłu postanowił się wrócić.Usiadł na brzegu łóżka, obok moich ud.Westchnął, po czym przejechał ręką po moim policzku, który automatycznie przybrał barwę dojrzałego pomidora.Spuściłam głowę, lekko się uśmiechając na jego gest.Przeniósł dłoń na brodę, podnosząc ją i patrząc mi w oczy.
-Nie chowaj się, Emi.-Nie chowam się, tylko staram się ukryć onieśmielenie.Nie chce, żeby ktoś mnie taką oglądał, wyglądam wtedy okropnie.Cała jestem okropna.Mam blizny na rękach, nogach.Boje się ludzi i chce jak najszybciej uciec z tego świata.Nikt naprawdę nie wie, co dzieje się w środku drugiego człowieka do chwili, w której mu nie powie.-Posmutniałaś.-Wymusiłam uśmiech.-Widziałem to.-Powiedział cicho się śmiejąc.Następnie przesunął moje nogi, a sam przesiadł się bliżej środka łóżka.-Chodź-Rozłożył ramiona czekając, aż się ruszę.I tak zrobiłam.Wdrapałam się na kolana Mulata, przy okazji zabierając ze sobą kołdrę.Mimo, że było dosyć ciepło, chciałam się pod nią schować.Zawsze tak miałam, nieważne, czy w pokoju było ciepło, czy zimno.Lubiłam pod nią siedzieć.Wtuliłam się w chłopaka, a on opatulił mnie kołdrą.Przymknęłam oczy, było mi dobrze, a smutek zniknął.
-Zimno ci?-Usłyszałam szept przy uchu.Pokręciłam przecząco głową, całkowicie zamykając oczy.
  Obudziłam się leżąc na czymś ciepłym; czymś co się podnosiło i dodatkowo chyba pomrukiwało.Nie przypominałam sobie, aby był tu kot.Zresztą, gdyby był to już nieżywy, nie sądzę, że wytrzymałby mój ciężar.Szybko podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na wydającego pomruki Zayna.Mogłabym się założyć, że moja mina w chwili obecnej była bezcenna.Chłopak cały czas się na mnie patrzył z swoim kpiącym uśmieszkiem.
-Ty mruczysz?-Zapytałam lekko zaspanym głosem.No co?Spałam przed chwilą.Bardzo dobrze spałam.Zamiast odpowiedzi zobaczyłam szereg białych zębów oraz zostałam pociągnięta na tors pewnego ów osobnika.Moja głowa wylądowała centralnie nad jego sercem.Słuchałam jak bije, ignorując cały świat dookoła.Po dłuższej chwili zorientowałam się, że chłopak coś do mnie mówi.Spojrzałam na niego przymulonym wzrokiem, na co się zaśmiał, a jego klatka piersiowa wibrowała.Wydęłam wargę i spojrzałam na niego smutnym wzrokiem.
-No dobra, koniec tego.-Powiedział podnosząc się razem ze mną.Trzymałam się go, aby nie spaść, jednak wiedziałam, że nie upuściłby mnie.W pewnym momencie ziewnęłam, jedną ręką zakrywając usta, a drugą kładąc za szyję Zayna.Następnie przetarłam oczy, patrząc jak zmierza ku drzwiom.
-Gdzie idziemy?-Zapytałam, kiedy wyszliśmy na korytarz.Splotłam drugą rękę w tym samym miejscu, gdzie położyłam pierwszą.
-Zjeść-Przecież na dole jest Trevor i inni.Każą mi stamtąd iść, a nawet jeżeli nie, nie będzie to dla mnie miłe.Spięłam się, a mój oddech przyspieszył.Zaczęłam się wiercić, chcąc wrócić do pokoju i się schować.-Jest tylko Rob, Gor i kilku innych, Trevora nie ma, aniołku.I nie wierć się, bo będę musiał.-Zatrzymał, podrzucając mnie do góry.Pisnęłam i zanim zdążyłam się porządniej złapać, byłam w powietrzu, jednak chwilę potem, Mulat trzymał mnie w ramionach, trzymając specjalnie za uda.-Zrobić tak.Więc kochanie, nie wyrywaj mi się.
  Od ponad godziny siedzieliśmy w salonie.Ja kończę swoją drugą z pięciu kanapek, które zrobił Zayn.Co do niego, zjadł z chłopakami pizzę, oferując mi kawałek, jednak ja nie chciałam.I tak zjadłam za dużo.Z nami siedział Luke, który był nazywany przez wszystkich Robertem, ale większość mówiła na niego po prostu Rob.Nie wspomniałam nic nikomu o nim, i czułam sie z tego powodu dumna.Nie chciałam, aby ktoś się dowiedział, że Luke tu jest.Sądzę, że on również nie chciałby tego.Oprócz niego, był z nami zielono-niebiesko-czarno włosy Gordon, który do złudzenia przypomina mi Michaela, trzeciego najlepszego kumpla farbowanego szatyna.Skończyłam jeść swoją kanapkę, spoglądając na pusty talerz.Ładny był.Przeniosłam spojrzenie na telewizor, gdzie odbywał się bardzo ważny, przynajmniej dla chłopaków, mecz.Nigdy nie interesowałam się piłką nożną, zupełnie jak Luke, więc nie wiem dlaczego oglądał go teraz z taką zaciętością.Nie wiedziałam nawet zbytnio o co w tym chodzi, oprócz tego, że ludzie zabierają sobie piłkę i strzelają do nie swoich, a czasami i swoich, bramek. Przysunęłam się bliżej Zayna, kładąc mu głowę na ramieniu.Spojrzał na mnie i widząc moje znudzenie zapytał
-Chcesz się gdzieś przejść?-Wraz z wypowiedzeniem tych słów, moje serce zaczęło bić szybciej.Przytaknęłam ochoczo.Od ponad sześciu dni, nie wychodziłam z domu.Chciałam wyjść, dotknąć trawy, spojrzeć w niebo.-Chodźmy więc-Podniósł się z kanapy, a ja, chwilę po nim.
_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-
Obiecałam to macie, następny w środe lub czwartek

wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 21

Spanikowana rozglądnęłam się po pokoju, szukając jakiejś kryjówki.Słyszałam zbliżające się kroki.Nie mogą mnie złapać, będzie po mnie.Zayna nie ma, nie obroni mnie.Poczułam ucisk na nadgarstku, spojrzałam na dziewczynę, trzymającą moją rękę.
-Schowaj się pod łóżko.-powiedziała szeptem.Jak powiedziała, tak też zrobiłam.Szybko zeskoczyłam z mebla, wczołgując się pod nie.Było tak ciemno, że nic nie widziałam, a kołdra dotykająca podłogi nie poprawiała mi widoczności.Uformowałam oddech, aby był jak najcichszy, nie chciałam aby mnie złapali.Usłyszałam jak ktoś wchodzi.To zapewne oni.
-Siedź cicho.-warknął jeden z nich.-I nawet nie próbuj uciekać, bo pożałujesz.-dziewczyna cicho przytaknęła, a po kilku sekundach, które wydawały się dla mnie wiecznością, wyszli.Odetchnęłam z ulgą, po czym wyszłam z mojej kryjówki, po czym spojrzałam na szatynkę.Była o wiele ładniejsza ode mnie, miała  śliczne, zielone oczy i kasztanowe włosy oraz mały, zgrabny nosek.
-Dziękuje-Powiedziałam, na co ona tylko skinęła głową.-Jak masz na imię?
-Lily, a ty?-Odpowiedziała, spoglądając na mnie,
-Emily.
 Rozmawiałyśmy co najmniej kilka dobrych godzin.Lily okazała się bardzo miłą i pogodną osobą.Dowiedziałam się, że jest tu z powodu swojego byłego chłopaka, jednak  więcej nie chciała mi powiedzieć.Natomiast ja, opowiedziałam jej całą historię jak się tu znalazłam, co zrobił mi Trevor.Nie mogła uwierzyć, kiedy jej o tym mówiłam.Tak się zagadałyśmy, że nie usłyszałyśmy otwierających się drzwi.Momentalnie spojrzałyśmy w ich stronę, zauważając bruneta.Przełknęłam ślinę, cofając się na łóżku, natomiast szatynka pozostała niewzruszona, nie bała się go.Bo nic jej jeszcze nie zrobił.
-Kogoż my tu mamy-Powiedział Trevor z tym swoim ironicznym uśmieszkiem.Podszedł bliżej-Wiesz skarbie, mieliśmy z Zaynem umowę, kiedy go nie ma, nie mogę cię tknąć, jeżeli jednak wyjdziesz poza swój pokój, robię co tylko mi się zechce-Dodał, na końcu wybuchając śmiechem.Strach oblał moje ciało.Dlaczego wychodziłam z tego pokoju?Teraz, na pewno, już po mnie.Przełknęłam ślinę, odsuwając się jeszcze bardziej.Mulata nie ma, poszedł i nie wiem, kiedy wróci.Lily mnie nie uratuje, nie narażając siebie.Nie chcę, aby się narażała tyko dlatego, aby bronić mnie i moją głupotę.Przełknęłam ślinę.
-Zrobimy tak, ja nic ci nie zrobię, nawet cie nie dotknę-Powiedział, oblizując usta.To nie zwiastowało nic dobrego-Ale powiesz mi gdzie jest Luke Hemmings.
-Ja naprawdę nie wiem, mówiłam ci to.-Odpowiedziałam, nawet się nie jąkając.Byłam z siebie dumna, przezwyciężyłam strach przed nim.
-Zastanawia mnie to, czy ty naprawdę nie wiesz, czy jedyna jesteś taka głupia, żeby go bronić-Zdążył dokończyć swoją wypowiedź i równie z jej końcem zadzwonił jego telefon.-Martinez-Warknął do urządzenia, chyba się wkurzył, że ktoś mu przerywa.Przez chwilę słuchał, a potem na jego twarz wpełznął cień irytacji.-Czego nie rozumiecie w zdaniu "Znajdźcie Hemmingsa"?Zamiast chłopaka, przyprowadzacie mi ludzi, którzy powinni wiedzieć, gdzie się ukrywa, ale oni kurwa nic nie wiedzą.-Syknął do telefonu, przewracając oczami-I powiedzcie Malikowi, że ma przyjść pokoju, gdzie jest ta szatynka.-Mówiąc to, zakończył rozmowę.
 Jakiś czas później do pokoju wszedł Zayn ubrany cały na czarno.Spojrzał pierw na mnie, a następnie zmroził bruneta spojrzeniem.Nie spuszczając z niego wzroku, kiwnął ręką, dając mi znak, że mam do niego podejść.Zrobiłam to bez dodatkowych rozkazów, nie chciałam być blisko Trevora.Będąc przy Mulacie, schowałam się za jego plecami.
-Ta mała szmata chciała uciec, ciesz się, że nic jej nie zrobiłem.-Powiedział, spoglądając na chłopaka, trzymającego mnie za plecami.Uśmiechnął się złośliwie i patrzył jak Zayn cały się spina, a następnie spogląda na moją osobę.
-Czy to prawda?-Jego głos był taki chłodny, aż się wzdrygnęłam.Proszę, nie.Tylko nie on.
-Ja..Ja chciałam tylko wyjść z pokoju-Zająknęłam się już na pierwszym słowie, nie no fajnie.Przełknęłam ślinę, odsuwając się od chłopaka na wypadek, gdyby chciał coś mi zrobić.Cofając się, moja plecy dotknęły zimnej ściany, a ja wiedziała, że jeżeli chłopak okaże się taki, jaki jest brunet, będzie już po mnie.-Ja na,,naprawdę nie chciałam uciec,P..przysięgam-Dokończyłam, wytrzymując spojrzenia trzech osób tutaj zgromadzonych.Zayn westchnął, podchodząc do mnie.Przymknęłam oczy, czekając na cios z jego strony, jednak kiedy nie następował, otworzyłam je, widząc chłopaka patrzącego na mnie z przekrzywioną głową oraz nieodgadnionym wyrazem twarzy.Przyciągnął moje ciało do siebie.Nie wyrywałam się, ale nie byłam pewna co chce zrobić.Jednak kiedy po prostu zostałam przez niego przytulona, odwzajemniłam to.
-Jak widzisz, nie chciała uciec, a ja jej wierzę.Nie zamierzam też pozwolić ci, abyś ją tknął.-Odpowiedział Zayn spokojnym tonem.Następnie dodał trochę głośniej i już zdecydowanie niespokojnie-Ale do kurwy nie nazywaj jej szmatą.-Trevor się zaśmiał, w tej samej chwili, w której dobiegły do nas głosy szarpaniny oraz jakichś rozmów.Chłopacy spojrzeli się na siebie, wychodząc z pokoju w szybkim tempie, a ja zostałam dosłownie pociągnięta przez Mulata.Weszliśmy do salonu w momencie, kiedy ostatni z mężczyzn zamykał drzwi.Spojrzałam na nich.Każdy, bez wyjątku ubrany był na czarno; czarne spodnie, koszulki, buty, a nawet mogę się założyć, że i skarpetki były tego samego koloru.
-Czego kurwa nie rozumiecie w moich poleceniach?-Zapytał Trevor-Nie wiem, może ja po prostu muszę mówić do was, jak do dzieci?Czy posługujecie się jakimś własnym językiem?Bo jak tak to proszę, wtajemniczcie mnie-Większość wywróciła na to oczami, czyli nie tylko mnie wkurza jego postawa.
-Szefie, my naprawdę próbujemy go złapać, znajdujemy osoby z nim powiązane, ale nikt nic nie wie, jakby Hemmings naprawdę umarł.-Powiedział jakiś blondyn, a ja zauważyłam, jak szatyn stojący za nim próbuje ukryć swój uśmieszek.On coś wie.Chłopak kontynuował, mówiąc coś, ale go nie słuchałam.Byłam zajęta patrzeniem.Miał ciemnobrązowe włosy, ale zielone oczy.Do tego zarost na twarzy, przypominał mi kogoś, jednak nie wiedziałam kogo.Próbowałam sobie wyobrazić, jak wygląda bez brody i wtedy mnie olśniło, byłam pewna, że Luke wyglądał identycznie, jednak pomijając kolor włosów i oczu.Wstrzymałam oddech, a miliard emocji ogarnęło moje ciało.Od bólu do szczęścia.Mój Luke tu jest, wśród nich.Stoi z nimi, pracuje dla Trevora, pomagając mu szukać siebie.Zaczęło mi się kręcić w głowie, za dużo rzeczy jak na jeden dzień.Zrobiło mi się słabo, spojrzałam na Zayna, ściskając jego ramię z całych sił, jednak nie sądzę, że poczuł cokolwiek poza dotykiem.Spojrzał na mnie, a widząc moją minę, spytał zaniepokojony, jednak jedyne co usłyszałam przed ciemnością to swoje imię
_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-
NIE SPÓŹNIŁAM SIE.
I wcale nie przypomniałam o tym sobie dopiero teraz.
Wcale.
Naprawdę.
Okay, jako że planuje jednak zakończyć na 24 rozdziale(nie wiem czy będzie epilog, ale zapewne tak) to 22 dodam w piątek.
Nic chyba nie mam do do dania więcej.

wtorek, 21 lipca 2015

Rozdział 20

Kiedy chłopak skończył smarować mnie maścią, owinął bandaż dookoła posmarowanych miejsc.Następnie usiadł na łóżku, ponownie sadzając mnie na kolanach.Lubiłam, kiedy tak robił.Czułam się wtedy bezpieczna, wiedziałam, że nic mi nie grozi.Położył rękę na dole pleców, uważając aby nie dotknąć ran.
-Jutro powinno już boleć o wiele mniej-Powiedział cicho-Przepraszam, że cie z nim zostawiłem.Nie powinienem mu ufać.-Przepraszał.Odkąd mnie taką znalazł, w każdej możliwej chwili to robi.Jakby czuł wyrzuty, że cie z nim zostawił.Ha, śmieszne.Chce cie tylko rozkochać, zostawić i cieszyć się nieszczęściem.Jesteś taka głupia.Tym razem moje drugie ja, odwiedziło moją głowę trochę później niż się spodziewałam, z czego się niezmiernie cieszę.Co jak co, ale to naprawdę jest wkurzające.Odsunęłam się od chłopaka, patrząc mu w oczy.
-Zayn, nie masz za co przepraszać.-Powiedziałam, lekko się uśmiechając.To nie jego wina, że Trevor go zmusił, to nie on odpowiada za czyny bruneta.
-Em, mam.Bo to przeze mnie teraz nie da ci spokoju.On nie odpuści, dopóki nie dasz mu tego czego on chce.-Nie rozumiałam go, przecież nic nie zrobił.A Trevorowi powiedziałam, że nic nie wiem.-Nie zrozumiałaś, co nie?On myśli, że ty coś wiesz, ale chronisz Hemmingsa bo jest twoim przyjacielem.
 Pełne pięć dni później wszystko wróciło do normy.O ile można nazwać nią sytuację, w której się znajduję.Całymi dniami jestem zamknięta w pokoju, nikt nie pozwala mi wyjść, a Zayn znika na całe dnie.Jednak nikt inny oprócz niego nie wchodzi do pomieszczenia, w którym się znajduję, przez co czuję się trochę samotna.Chociaż nie powinnam, przez ponad dwa miesiące byłam sama i czułam się z tym dobrze.Jednak nic nie zmieniało faktu, że chłopak znowu znikał, a mnie zostawiał samą.Chciałam wyjść z tego głupiego pokoju, ale nie wiedziałam czy mogłam.Phi, oczywiście że możesz.Najwyżej cie skrzyczą, skatują i odstawią z powrotem, mówiąc że masz tu siedzieć.Okay, to naprawdę zaczynało działać mi na nerwy, a odkąd mam zbyt dużo czasu, to coś, wchodzi ot tak sobie do mojej głowy i chyba próbuje zabić czas, no cóż, chociaż to się mu udaje.Nie pozwalaj sobie.Prychnęłam tylko w myślach i wstałam z łóżka.Wychodzę.Podeszłam do komody, wyciągając z niej dresy i koszulkę.Przez te kilka dni, chłopak powiedział mi co, gdzie jest i kazał się zadomowić.No cóż, wychodzi na to , że chwilę tu posiedzę.O ile nie wieczność.Umrzesz tu i będziesz straszyć kolejne naiwne jak ty.Będziesz jak ta idiotka z kibla w Harrym Potterze.Poszłam do łazienki, zmieniając za dużą bluzkę na przygotowane ciuchy.Umyłam zęby szczoteczką chłopaka i wyszłam z pomieszczenia.Pamiętałam jednak, aby posmarować nogi kremem na blizny.Odkąd smarował mnie maścią na gojenie, wszystko znikło dosłownie w trzy dni.Ciekawe co to za maść, skoro działa szybko, nawet na tak głębokie rany, jak te na plecach.Ostrożnie pociągnęłam za klamkę.O dziwo otworzyły się bez żadnych oporów.Wystawiłam głowę poza framugę drzwi, rozglądnęłam się, uświadamiając sobie, że tutaj naprawdę nikogo nie ma.Może mają jakieś zebranie.Powoli, stawiając kroki, wyszłam z pomieszczenia.Znalazłam się na dużym, długim korytarzu.Zauważyłam, że na całej jego długości porozmieszczane są identyczne drzwi.To musi być jakaś baza, czy coś podobnego.Szłam wzdłuż korytarza, aż doszłam do wielkich schodów prowadzących na niższe piętro.Iść, czy nie iść?Po dłuższej chwili wahania, zeszłam.Moim oczom ukazał się dużych rozmiarów salon, w którym znajdowały się podstawowe rzeczy, takie jak telewizor czy kanapy.Do tego pod plazmą, na stoliku, leżała konsola, a pod sofami oraz fotelami był dywan.O dziwo, wszystko było utrzymane w jak największym porządku.Postanowiłam iść dalej, skręcając w kolejny, tak samo wyglądający, korytarz.Wszystko było utrzymane w nowoczesnym stylu.Przez słońce, wdzierające się przez zasłony, widziałam, że jest już późne popołudnie.Niedługo zacznie się zachód.Uwielbiałam z Luke'iem je oglądać.Czułam się wtedy taka wolna, a jednocześnie bezpieczna.Wtedy siedział obok mnie chłopak, którego kochałam i traktowałam jak starszego brata.Wiedziałam, że jak z nim byłam, nic mi nie groziło.Może i wyglądał na maminsynka, ale tak nie było.Potrafił pobić drugiego człowieka do nieprzytomności, pił, palił i ćpał.Nie popierałam jego czynów, nie lubiłam, kiedy to robił.Jednak jak to on mówił, jestem jeszcze za mała i nie rozumiem pewnych rzeczy, zasad, na jakich funkcjonuje ten świat.Wtedy myślałam, że blondyn też o tym nie ma pojęcia, że nie jest dojrzalszy ode mnie, ale to ja myliłam się.On wiedział, wiedział o wszystkim, co działo się dookoła nas.To ja tego nie zauważałam.Tak się zamyśliłam, że nie usłyszałam głosów, dochodzących zza schodów.Spanikowana, pociągnęłam za klamkę pierwszych lepszych drzwi.Nic, zamknięte.Spróbowałam za kolejne, to samo.W myślach błagałam aby kolejne się otworzyły, albo ten ktoś, po prostu sobie poszedł.Dopiero za chyba piątym razem, drzwi ustąpiły, wydając lekkie skrzypnięcie.Skrzywiłam się, i jak najszybciej weszłam do pokoju.Odetchnęłam z ulgą, jednak szybko przylgnęłam do mebla, słysząc jak coś poruszyło się w kacie pokoju.Z wstrzymanym oddechem, wymacałam po omacku włącznik światła.Błagam, żeby to mi się tylko przesłyszało.Lekko nacisnęłam na przycisk, a moje oczy natknęły się na zielone tęczówki szatynki.Wypuściłam drżący oddech, w momencie, kiedy ta zaczęła piszczeć.Głupia baba.W mgnieniu oka, znalazłam się przy niej, zaciskając rękę na jej ustach tak, aby się nie odezwała.
-Słyszałeś to?-Usłyszałam głos mężczyzny, prawdopodobnie tego, który szedł wcześniej.
-To pewnie znowu ta dziewczyna.Eh, chodź sprawdzimy, Trevor nas zabije jak ucieknie.-Dodał drugi.No to po mnie.
_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-
Siedzę dzisiaj sobie cały dzień, nic zbytnio nie robię bo są wakacje.Tak sobie siedzę i siedzę i myślę, że powinnam dodać rozdział, ale musiałam iść pomóc tacie.Tak więc znowu sobie siedzę, godzina 20, sidzę nadal i tak sobie myślę, że o czymś zapomniałam.Nie mogę sobie przypomnieć o czym więc, odpuszczam.Godzina 22, idę do swojego pokoju i nagle takie "kurwa, rozdział" tak więc oto historia, dlaczego tak późno dodałam.Przepraszam.Chciałam dodać jedynie, że powoli zbliżamy się do końca (myślę że 26 rozdziałów +epilog).Tego też nie miejcie mi za złe, miałam wiele planów odnośnie tego ff, jednak teraz wydają mi się absurdalnie głupie, dziecinne i typowe.No ale całe moje fanfiction jest typowe, więc.. .Myślę, że jeżeli będzie tutaj (na bloggerze) 5 komentarzy i (na wattpadzie) chociaż 2 komentarze, następny dodam w piątek.
Dodałabym jakiś cytat, ale nie chcę wam przedłużać oczekiwania x

wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział 19

Nie wiem, ile czasu siedziałam wtulona w chłopaka.Nie chciałam nawet wiedzieć.Czułam się bezpieczna, przy nim.Poczułam jak się porusza, po czym lekko mnie od siebie odsunął.O co chodzi?Nie, nie proszę.Nie zostawiaj mnie.Chciałam przytulić się ponownie, jednak nie mogłam.Nie pozwalał mi, nadal lekko się odsuwając.Przez moją twarz przebiegł grymas bólu.Mimo, że bolało mnie całe ciało, nie o ten ból mi chodziło.Nie chciałam aby chłopak znowu zostawiał mnie samą.Patrzyłam na jego twarz z bólem.Nie rozumiał, widziałam to zdezorientowanie w jego oczach.
-Kochanie, chce tylko iść tobie po maść.Wrócę za chwilę.-Powiedział do mnie, siadając obok.Wierzyłam mu, jednak nie chciałam aby szedł.Nie beze mnie.
-Zayn..proszę-wydukałam, odzywając się pierwszy raz tego dnia.-Nie chce.Zostań.-Przejechał dłonią po moim policzku.Złapałam się jego ręki, nie chcąc aby wstawał.Westchnął, no tak, pewnie byłam ciężarem.Narzucałam mu się.Niepewnie odsunęłam rękę, patrząc na siniaka formułującego połówkę księżyca.
-Heyy, pójdę tylko po telefon.-Ucałował moje czoło uśmiechając się przy tym.-Leży na na biurku-dodał szybko.Wstał, po czym skierował się po dany przedmiot.Trzymając go w dłoni, usiadł obok mnie, ponownie biorąc na kolana.Uwielbiam kiedy tak robi.Mimo, że znamy się niedługo, kocham go i czuję się przy nim bezpieczna.Objął mnie jedną ręką, pozwalając abym wtuliła się w niego.Jęknęłam cicho, kiedy przypadkowo dotknęłam go siniakiem.Automatycznie przestał grzebać w telefonie i spojrzał na mnie.-Stało się coś, aniołku?-Zarumieniłam się na jego słowa.Wtulając głowę w koszule chłopaka pokręciłam przecząco głową.Szyja bolała mnie najmniej.Poczułam jak przenosi rękę na moje włosy i zaczyna je głaskać.Drugą zaś chyba wystukiwał coś w telefonie, gdyż słyszałam dźwięk, jaki wydawał jego telefon zaraz po dotknięciu ekranu.Przyłożył telefon do ucha.Dzwonił.Starałam się być cicho, aby mu nie przeszkadzać w rozmowie.
-Przynieś mi maść na gojenie-słuchał, jak jego rozmówca coś mówi.Spiął się.-Nie obchodzi mnie to, Trevor.Zrobiłeś jej krzywdę i poniesiesz za to konsekwencje, ale teraz masz mi przynieść tą pieprzoną maść do chuja albo cie wykastruje, co powinienem zrobić, kiedy tylko zobaczyłem ją śpiącą na moim łóżku, całą w ranach, bądź siniakach.-To pokój Zayna?Wtuliłam się mocnej, przypominając sobie wczorajszą sytuację.Łzy znowu spływały mi po policzkach, wzięłam drżący oddech.Nie chce, żeby on tu był.Nie chce.-Nie płacz kochanie, csiii, nie płacz-powtarzał do mnie.Chyba zakończył rozmowę, gdyż jedną ręką nadal głaskał po głowie, a drugą zaś umiejscowił na dole pleców.Tam, gdzie Trevor nie doszedł.
Kilkanaście minut potem, do pokoju wpadł Trevor.Nie pukając, prawie nie wyłamał drzwi.Na jego twarzy wymalowana była wściekłość.Wtuliłam się w Zayna najbardziej jak tylko mogłam.Tam stoi Trevor, człowiek, który zadał ci tyle bólu.Obudziło się moje drugie ja.Mulat jedynie objął mnie jedną ręką, zaś drugą wyciągnął w stronę bruneta.
-To ostatni raz, kiedy mi rozkazujesz, Malik.-Splunął na niego, po czym podał maść.
-To ostatni raz, kiedy ją tykasz, Martinez-Odparł spokojnie chłopak, jednak w jego głosie dało się wyczuć groźbę.Brunet opuścił pomieszczenie tak szybko, jak się w nim znalazł.Odetchnęłam i odsunęłam się, dając Zaynowi oddychać.Usłyszałam cichy śmiech, jednak nie był on wesoły.Chłopak odgarnął kosmyk włosów z mojej twarzy, a następnie założył go za ucho.
-Trzeba cie nasmarować.-Powiedział, wstając.Wyciągnął do mnie rękę-Chodź.-Niepewnie ja chwyciłam, a chłopak od razu podniósł mnie do pozycji pionowej.Musiał mnie przytrzymać, abym nie upadła.Staliśmy tak chwilę, widać było, że chłopak myśli jak to zrobić.
-Może jednak usiądź, jednak podwiń koszulkę do góry.-Mam się przed nim rozebrać?Nie.Nie.Nie.Proszę nie.Zagryzłam wargę, czując jak ciepło wpływa na moje policzki i nie tylko.Nie jestem gotowa, aby rozebrać się przed kimkolwiek.Usłyszałam jego cichy śmiech.-Odsłoń tylko brzuch i, jeżeli masz, to miejsca nad nim gdzie są rany, bądź siniaki.Nie chce zrobić ci krzywdy-Niepewnie, z drżącymi rękoma oraz oddechem, zaczęłam podnosić koszulkę, jednak kiedy dotarłam do piersi, zatrzymałam się.Trzymając  ją, spojrzałam na chłopaka.Ten podszedł bliżej, biorąc materiał z moich dłoni.Zawiązał to w supeł, upewniając się, że nie spadnie.Sięgnął po opakowanie, odkręcając je.Następnie kazał mi się położyć, co zrobiłam.
-Może trochę zaboleć, kiedy będę tym dotykał, ale obiecuję, że za chwilę przestanie, aniołku.-Powiedział, nabierając maść i rozprowadzając ją na moim brzuchu.Wciągnęłam powietrze z sykiem, oddychając szybciej.Bolało, bardzo bolało.Zabierz to, to boli.-Dasz radę kochanie- Powiedział, kiedy jego ręka powędrowała do miejsc nad piersiami.Teraz, po prostu, się zawstydziłam.Lekko i delikatnie wcierał maść.
-Brzuch mamy za sobą, zaraz plecy a potem nogi, ale najpierw, zajmiemy się twoją szyją i policzkiem-Powiedział, zbliżając swoją rękę do mojej twarzy.Poczułam na niej przyjemne zimno, przymknęłam oczy.
-Boli?
-Już nie.-Odszepnęłam cicho.
-I nie będzie, aniele.
_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-
Czuje sie smutno, kiedy proszę, żebyście komentowali, a nikt zbytnio tego nie robi.No ale nieważne, nie wiem czemu pod poprzednim rozdziałem było tak dużo komentarzy a tu mniej.
Jeżeli jeszcze nie weszliście, zapraszam na wattpada, odnośnik w kolumnie obok.
Dodaje wcześniej ze względu na pewną osobę, która chyba zaczęłaby mi grozić, jakbym go nie dodała.Tak więc kochanie, suprajs taki, if ju noł łat aj min hyhy
Proszę, aby ci, którzy to czytają, skomentowali.To dla was chwila i nie musicie zakładać konta, jeżeli nie macie.Od tego są anonimy.
Wiem, że teraz nic się zbytnio nie dzieje, ale niedługo zacznie, sami zobaczycie.Zastanawiam się tylko czy nie będzie tego za dużo, no ale nieważne.
"-Czego chce od niej Eric?-Spytał, przyciągając mnie do siebie.Wystraszony Zayn, tego jeszcze chyba nie było."
Fragment 23 rozdziału, pamiętajcie, im więcej osób komentuje, tym szybciej są rozdziały.

wtorek, 7 lipca 2015

Rozdział 18

Od dłuższego czasu siedziałam skulona na łóżku.Z bólu nie mogłam się nawet położyć.Zaraz po tym, jak powtórzyłam mu, że nie wiem gdzie jest Luke, obrócił mnie na brzuch, zajmując się plecami.Bił, zadawał ciosy skórzanym biczem.Bolało jeszcze gorzej, ale twierdził, że robi to, tylko dlatego, że kłamałam, więc skoro chciało mi się chronić "mojego chłoptasia", to będzie mi się chciało znieść jeszcze więcej bólu.Jęknęłam cicho, próbując ułożyć się na boku tak, aby rany na nogach nie przeszkadzały mi w śnie.Może jak się prześpię, to chociaż zabiję czas.Przynajmniej nie będę nic czuła.Co do Zayna, nadal nie przyszedł i raczej nie przyjdzie.Po prostu przyprowadził mnie tutaj, został kilka godzin, dając iluzje troski i ciepła, a następnie wrócił do swoich przyjaciół.Zapewne bawił się w najlepsze z Libby albo chłopakami.Kolejna łza spłynęła po moim policzku, kapiąc na pościel, którą trzymałam kurczowo, jakby była moją ostatnią deską ratunku.Bałam się tak bardzo; nie wiedziałam co Trevor chce ze mną zrobić.Wzięłam głęboki oddech, tylko dlatego by chwilę potem zacząć kaszleć i się dusić.Wymachiwałam rękoma, co sprawiało mi ból, jednak był niczym w porównaniu co czułam kiedy robiono mi te rany.Bardzo delikatnie złapałam się za szyję, myśląc, że to coś da.Na darmo, tylko przysporzyło niepotrzebnego bólu.Starałam się jakoś oddychać, lżej, co najwidoczniej pomogło, gdyż już po kilku minutach przeszło.Zmęczona, obolała i roztrzęsiona poszłam spać.Jeżeli coś takiego ma znowu się przytrafić, przynajmniej będę spać i może nic nie poczuje.
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.Ledwo odwróciłam się w stronę źródła dźwięku.Skrzywiłam się z bólu, wywołanego dotknięciem plecami materaca.W pierwszej chwili chciałam dotknąć ich ręką, jednak uznałam to za niezbyt przemyślany pomysł.Wytężyłam więc wzrok, by sprawdzić, kogo przyniosło do pokoju, i czy przypadkiem nie jest to Trevor.Jednak kiedy próbowałam to robić, postać szybko zniknęła, zostawiając za sobą rozmazany ślad brązowych włosów.Drzwi były niedomknięte, więc słyszałam wszystko, co działo się poza pokojem.Ktoś trzasnął czymś, ktoś inny, brzęczał szklankami, a jakiś znajomy głos krzyczał na nieznaną mi osobę.Usłyszałam kilka razy swoje imię, osobnik krzyczał na Trevora, wyzywając go.Do tego dołączył się drugi głos, próbujący go uspokoić.Trevor.Zayn.Mówił spokojnie do Mulata, jakby on nie miał powodów do krzyku.Jednak ten irytował się bardziej i podnosił głos.O ile to możliwe.Zayn po mnie wrócił.Zabierze mnie do domu.Z takimi myślami zasnęłam dalej, uznając to za sen, gdzie mój wybawiciel daje w kość temu złemu, zabierając mnie w ciepłe i przytulne miejsce, do domu.Odpłynęłam.
Powoli otworzyłam oczy.Spojrzałam przed siebie.Ta sama ściana, to samo okno.Ten sam pokój.Czyli mój sen, w którym Zayn mnie stąd zabiera, był tylko snem.Po moim policzku spłynęła łza, a następne kolejna.Zayn nie przyjdzie.Nie pomoże ci idiotko.Dlaczego do chuja mu zaufałaś?Skazałaś nas na śmierć.Obudziło się moje drugie ja.To była prawda.Zaufałam mu, skazując się na śmierć.Co jak co, ale nie sądzę, aby Trevor nagle stał się milutki i wypuścił mnie, błagając o przebaczenie za wyrządzenie bólu.Prawdopodobnie mnie zabije.Przynajmniej świat pozbędzie się takiego śmiecia jak ja.Nie będę już problemem.Ruszyłam nogą, by sprawdzić czy nadal mam niezagojone rany, czy są już na nich strupy bądź siniaki.Jednak natknęłam się na coś twardego, oczywiście nie obyło się bez fali bólu, wywołanego dotykiem czegoś.Syknęłam cicho powstrzymując łzy.Najszybciej jak mogłam, poruszyłam się do tyłu, siadając na poduszkach i starając się nie dotknąć niczego plecami.Ignorowałam kolejną falę bólu, wywołaną tym razem ruchem.Kiedy przestanie mnie boleć?
-Co on ci zrobił-Usłyszałam szept chłopaka.Uniosłam więc głowę, patrząc w brązowe tęczówki.-Zabije go kurwa.Zabije.-Powtarzał, a na jego twarzy malowała się wściekłość.-Dał mi te pierdolone zlecenie, mówiąc, że się tobą zajmie.Że ci kurwa nic nie zrobi, że będziesz z nim bezpieczna do kurwy.A tu proszę, kochanie, nawet nie chcę wiedzieć co on ci robił.-Dodał głośniej, jednak kiedy zauważył, że krzywię się z bólu, wywołanym ponownym ruszeniem się oraz głośnością, z jaką wypowiadał słowa.-Kochanie-Szepnął po dłuższej chwili wpatrywania się we mnie.Wyciągnął rękę, powoli zbliżając ją do mojej twarzy.Instynktownie zamknęłam oczy.Bałam się.Bałam się, że znowu posiedzi chwilę, a potem, pójdzie sobie, podczas gdy Trevor będzie próbował wyciągnąć ode mnie informacje, o których pojęcia nie miałam.Nie chciałam, aby mnie tu zostawiał.Lekko przejechał po policzku.Przymknęłam oczy na jego dotyk.Zayn wrócił.Zabierze mnie stąd.Po moim policzku spłynęła łza, którą, jak na zawołanie, starł.Przysunął się do mnie i lekko, ostrożnie aby nie wywoływać zbytniego bólu, posadził sobie na kolanach.
-Przepraszam.Tak bardzo cie przepraszam.Dał mi zlecenie, nie chciałem cie z nim zostawiać samej, ale mówił że to bardzo ważne i że będziesz z nim bezpieczna.Nie wiem jakim prawem mu uwierzyłem.Nie powinienem.To nie powinnaś być ty, jesteś na to zbyt delikatna, aniołku.-Mówił coraz ciszej, tuląc mnie do siebie, ale uważając na rany i siniaki.-To nie powinnaś być ty-Szepnął mi do ucha.Mimo sytuacji w jakiej się znajdowałam, mimo tego, że gdzieś za ścianą, czułam się bezpieczna.Zayn był przy mnie, nie miałam się czego bać.Jeszcze nie wiedziałam najgorszego;czegoś co bardzo namiesza w moim życiu.
_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-
Jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona widząc taką ilość komentarzy pod poprzednim rozdziałem, nie sądziłam, że będą więcej niż 2-3 komentarze a tu omg w sensie dosłownym.
Tak jak obiecałam, rozdział wcześniej.Zróbmy tak, wy komentujecie, ja dodaje szybciej rozdziały, co wy na to?
Zapraszam również na wattpada, gdzie postanowiłam też publikować to ff, odnośnik macie gdzieś z boku.

piątek, 3 lipca 2015

Rozdział 17

Radzę przeczytać notkę pod rozdziałem,a nie tylko rozdział.
Jego palące spojrzenie przeszywało moje ciało.Bałam się go.Nie chciałam, aby mnie dotykał.Przerażał mnie, a fakt, że obok nie było Zayna, nie poprawiał mojej sytuacji.Mimo, że Mulat był w gangu, zabijał ludzi, ufałam mu.Zaufałam i pokochałam, w bardzo krótkim czasie, ale zrobiłam to.Dopiero potem dowiedziałam się, że zabija i robi różne, straszne rzeczy, których ja nie potrafię sobie wyobrazić.Jednak wierze, że robi to w dobrych intencjach, fakt, nikt nie ma prawda odbierać komuś życia, nieważne czy sobie zasłużył, czy nie.Nie ma po prostu do tego prawa, ale może on chce naprawić zło świata?Tak, a ja jestem wielkim jednorożcem srającym tęczą w twojej głowie, Emily.Czasami twoja głupota zadziwia mnie tak bardzo, że nawet to aż mnie zadziwia.Znowu ono;moje drugie ja, mieszkające w mojej głowie.
-Zdałem kurwa pytanie, po raz drugi go nie powtórzę.Albo na nie odpowiesz, albo naprawdę coś ci zaraz zrobię.-Zrobił chwilę przerwy, wygodnie siadając na łóżku oraz ponownie zatapiając swoje oczy w moim ciele.-Może na początek, seria klapsów?Hm?- Uśmiechnął się tak, jakby sprawiało mu to przyjemność-Mamy tu taką fajną sale, torturujemy tam ludzi, którzy nie spłacili nam długu, lub tych, który pochodzą z innego gangu.Co ty na to?-Spytał, patrząc na moją twarz.Widząc zapłakane oczy, opuchniętą twarz i przerażenie na mojej twarzy, uśmiechnął się jeszcze szerzej.-Cieszę się, że się zrozumieliśmy, kochanie.-Zrobił krótką, przerwę, po czym kontynuował krzykiem-Wiec kurwa odpowiedz na moje pierdolone pytanie do kurwy, bo naprawdę zaczynam tracić cierpliwość.
Godzinę później znalazłam się w pokoju tortur, o którym wspominał Trevor.Przez równe sześćdziesiąt minut mojego płaczu, jego krzyków i szarpania się, zostałam tu zaciągnięta.Nie obyło się oczywiście bez kilku uderzeń, skierowanych w moją stronę.Przez cały ten czas moje drugie ja, wmawiało mi, że jestem śmieciem.Nikim ważnym.Zupełnie jak mężczyzna stojący obok i próbujący położyć mnie na jakimś metalowym stole.Na darmo, gdyż ciągle się wyrywam, nie pozwalając mu na większość jego zamiarów.Cały czas próbuje zdobyć go jeszcze więcej.Na darmo wierze że Zayn w jakiś magiczny sposób usłyszy moje wołania i płacz;że przyjdzie tu jak najszybciej i mnie stąd zabierze.Chce do domu.Nawet nie wiedziałam, że jeżeli zjawi się tutaj ,czy mi pomoże, czy też nie.Mimo wszystko, miałam nadzieję, że jednak uwolni mnie z brudnych rąk Trevora.Kolejna łza spłynęła po moim policzku, kolejne pół godziny szarpania się.Nie przyszedł.I nie przyjdzie idiotko.Cień smutku zasłonił moją twarz.Już nie byłam przerażona, byłam strasznie przerażona i do tego smutna.To przez Zayna tu jestem.Gdyby nie on, siedziałabym w moim pokoju, u babci, czekając na wyzwiska ze strony Eleanor, czy Libby.Czasem zastanawiam się, czym sobie na to zasłużyłam.Przyjaciel, który albo naprawdę umarł, albo upozorował swoją śmierć.Może zrobił to ze względu na mnie?Może miał mnie dość?Ale jeżeli tak było, powiedziałby mi.Kolejne łzy spływały po mojej twarzy, nie chciałam aby to była prawda.Ale tak samo, chciałam, aby Luke żył.Nieważne, czy kochałby mnie tak samo jak wcześniej, czy nienawidził.Oddałabym wiele za ponowne zobaczenie go.Jedna rzecz, proszę.Tylko o to proszę.O nic więcej.Błagam.Tak, błagałam w myślach do nawet nie wiem kogo.Nie przejmowałam się tym czy zostanę tu zgwałcona, czy zabita, czy cokolwiek jeszcze jest w stanie wymyślić Trevor.Chciałabym tylko zobaczyć Lukeya przed śmiercią.Proszę.Poddałam się, przestając się mu wyrywać.Pozwoliłam przypiąć rękę do narożnika skórzanym pasem, a drugą, do przeciwnego.Tak samo stało się z nogami.
Kolejne uderzenia zostały skierowane na moją delikatną skórę.Mogłam się założyć, że zostaną po tym blizny.W takiej właśnie chwili, chciałabym przestać istnieć.Tak po prostu.Nie czułabym bólu, jaki odczuwam teraz.Nie cierpiałabym.
-Masz za swoje.Teraz odpowiesz mi na moje pytanie, albo dostaniesz dwa razy więcej uderzeń.-Powiedział, z zachwytem patrząc na swoje dzieła powstałe na moich ramionach, brzuchu i nogach.O dziwo nie tknął twarzy, pomijając policzek wymierzony w moją stronę, ponad trzy godziny temu.Kolejna fala przerażenia ogarnęła moje ciało.Nie, proszę, nie.-Odpowiadaj!-krzyknął.A ja, pozwoliłam spływać moim łzom.Tworzyły ścieżkę, z oka do brody, gdzie skapywały na ubrudzoną krwią koszulkę.Łagodziły ból policzka,  następnie wnikając w materiał ubrania.
-Mógłbyś powtórzyć pytanie?-wydukałam, dławiąc się słoną cieczą.-Proszę-dodałam jeszcze ciszej.Nie chciałam go denerwować jeszcze bardziej.Moje ciało nie zniosłoby więcej jego dotyku.Sama myśl o tym, co mógłby mi jeszcze zrobić, paraliżowała moje ciało.Zawsze myślałam, że swój pierwszy raz przeżyje z kimś, kogo kocham;komu ufam bezgranicznie.Nie chciałam, alby to Trevor mi go odebrał.Usłyszałam śmiech chłopaka, więc przestałam rozmyślać.Nie mogłam pozwolić, aby znów nie usłyszeć jego słów.
-Gdzie jest Luke Hemmings?
-Ja naprawdę nie wiem- zrobiłam przerwę, biorąc wdech.Bolały mnie płuca; ciężko mi się oddychało po kilku podduszeniach.Bardzo niemiłe uczucie.Nie możesz wziąć oddechu, a kiedy myślisz, że zemdlejesz, puszcza twoją szyję, i możesz wziąć oddech, by po chwili powtórzyć całą czynność.Na pewno mam tam siniaki.-On nie żyje.-Dodałam pewniej.
-To już chyba przerabialiśmy.Albo jesteś taka tępa, albo tylko udajesz, żeby go chronić.
-Ja na prawdę nie wiem.-Powtórzyłam, mając nadzieję, że mi uwierzy.
_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-
Chciałabym wiedzieć, czy to wy po prostu nie zastosowaliście się do mojej prośby, czy naprawdę przeczytały to tylko 2 osoby.
"Stoi z nimi, pracuje dla Trevora, pomagając mu szukać siebie"
fragment rozdziału 21 ;)
Naprawdę, im więcej komentarzy, tym szybciej będą rozdziały, więc zachęcam do komentowania.
Rozdział będzie za tydzień, jak zwykle, chyba że naprawdę będzie trochę więcej niż 3 komentarze.