sobota, 31 maja 2014

Rozdział 2

-Pasażerowie z lotu 224 Londyn-Irlandia proszeni są o zgłoszenie się do bramek.-Głos jakiej kobiety rozbrzmiał w głośnikach, poustawianych na całym lotnisku.To już teraz, wyjeżdżam.Rodzice postanowili,że tak będzie lepiej.Wiedzieli, że nie wytrzymam dłużej, słuchając ich ciągłych kłótni, nadal wspominając Luke`a.Rozmyślając o tym, co zrobił na moim miejscu.Uciekłby.Niestety, nie żyje, a ja nie jestem nim.Stojąc obok matki, trzymałam walizkę, smutno wpatrując się w ludzi podążających we wszystkie strony świata.Tacy beztroscy, szczęśliwi.Cień żalu mignął w moich oczach, jednak chwilę potem zastąpiłam go smutkiem.Nie chciałam już stroić dobrej miny do złej gry zmęczyłam się tym, miałam dość.Niech widzą,że nie każdy jest taki szczęśliwy jak oni.Przypomniał mi się obraz Luke`a, takiego beztroskiego, biegającego po łące, unoszącego mnie w powietrzu.Był moim oparciem, jedynym przyjacielem, a  teraz nie żyje.Poczułam szturchanie w ramię.Spojrzałam w górę, na matkę.
-Emily, idź do samolotu.Odwiedzimy cię w wakacje.-Uśmiechnęłam się smutno.Zawsze tak jest.Coś obiecuje, a potem nic z tego nie wychodzi.Nie przyjedzie w wakacje.Zostawią mnie samą na tym pustkowiu.Westchnęłam , po czym, nie żegnając się z nikim, poszłam z walizką w stronę bramek.
   W czasie lotu przemyślałam sobie parę spraw.Skoro mam zaklimatyzować się w nowym otoczeniu, powinnam się zmienić.Muszę przestać robić rzeczy, które mnie okrzywdzają.Wyglądnęłam przez szybę taksówki.Było późne popołudnie, a raczej wieczór.Lot trwał jakieś pięć godzin, a samochodem jadę już od godziny.Nadal nie mogę jednak zrozumieć, jakim cudem udało mi się wstać przed 11.Oświetlone latarniami ulice wyglądały wspaniale.Bezchmurne, zaróżowiałe niebo, dodawało charakteru temu miejscu.Wjechaliśmy w mniej zaludnioną ulicę.Tutaj domu nie były już takie duże.Piękne ogródki przyozdabiały prawie posesje ludzi mieszkających w tym miejscu.Spróbowałam wsłuchać się w dźwięki dochodzące zza okna taksówki.Zamknęłam oczy i oparłam czoło o szybę.Lekkie miauczenie kota, szczekanie psów, ćwierkanie wróbla.Oraz dudniąca muzyka dochodząca z oddali.Kto jest na tyle mądry, aby zrobić imprezę o 7 wieczorem?No tak, to nie jest spokojny Londyn, gdzie takie rzeczy dzieją się jedynie w klubach.Musze się przyzwyczaić, że w Mullingar to codzienność.Sex, imprezy, alkohol, pary i wiele innych.Chciałabym aby był tutaj Luke, ze mną.Aby pomógł mi przez to przejść.Nagle samochód stanął, na moje nieszczęście, prosto przed domem, z którego dudniła muzyka.Na podjeździe stało kilka samochodów, a wszędzie łazili ludzie.Pijani ludzie trzymający w rękach plastikowe kubki wypełnione jasną cieczą.Przełknęłam ślinę, nie oszukujmy się, byłam przerażona.Zwróciłam się do miłego kierowcy.
-Proszę pana, to na pewno dobry adres?
-Tak-Podał mi kartkę.Był na niej napis z lewej ściany domu.No to fajnie, zapewne babcia wyjechała.A moja kochana kuzyneczka postanowiła zrobić imprezę pod jej nieobecność.Super, dosłownie super.Podziękowałam mężczyźnie, po czym wyszłam z samochodu.Pomógł mi wyjąć walizkę z bagażnika.Z wdzięcznością ją przyjęłam, po czym poszłam w stronę drzwi.Usłyszałam odjeżdżające auto.Westchnęłam.Imprezy przerażały mnie od zawsze, ale lubiłam popatrzeć na nie z boku.Jednak dzisiaj muszę w niej uczestniczyć, tak jakby.Nie, nie będę.Tylko przejdę przez salon, prosto na górę, do pokoju gościnnego.Tak, to dobre rozwiązanie.Po przestąpieniu progu domu, poczułam odór alkoholu, dymu i czegoś jeszcze.Przez chwilę tak stałam, z walizką wąchając powietrze.Chyba pada mi na mózg.Nagle mnie oświeciło, ten odór, to zapach rzygów.Błee.Poczułam mdłości.Duże, mocne mdłości.Przede mną zatrzymała się jakaś postać.Podniosłam wzrok na wysokiego, farbowanego blondyna.Moje oczy spotkały się z jego niebieskimi tęczówkami.Był wyższy ode mnie o jakąś głowę, a może i nawet półtorej.Ubrany z starte jeansy, koszulkę z jakąś kapelą rockową, trzymał czerwony, plastikowy kubek wypełniony cieczą.Alkoholem.Wpatrywał się we mnie w milczeniu, jakby o czymś myślał.Jednak nie robił tego zbyt długo.Bez żadnego skrępowania chwycił mnie za rękę.Mimowolnie po moim ciele przeszedł dreszcz.Chciałam ją wyrwać, ale nie mogłam.Był za silny.Zaczął mnie gdzieś prowadzić, nie widząc sensu w oporze, poddałam się.Mijaliśmy tańczących ludzi.Pili, tańczyli, a nawet obściskiwali się po kątach, nie zważając na innych.Okey, teraz zaczęłam się bać.Nawet nie byłam przestraszona, tylko przerażona.Błagam, kimkolwiek jesteś, zabierz mnie stąd.To miejsce, te otoczenie.To przypomina mi o Luke`u i imprezie, na którą mnie zabrał.Na której się pokłócił z kolegą, wsiadł na motor i zmarł.Zaczęło mi się robić smutno, mrugałam szybko, aby odgonić napływające do oczu łzy.Nagle zatrzymaliśmy się, słysząc tak dobrze znany mi głos.
-Niall, puść ją.-Głos był roześmiany.Ktoś się tu dobrze bawi, szkoda,że nie ja.-Em! Kochanie, co tam u ciebie?
_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-
Rozdział 2 wydaje mi się krótkawy, a wam?W ogóle zauważyłam, że długie rozdziały na oko są króciutkie.Ale to wina szablonu.I jego nienaturalnie malutkiej czcionce.Chyba biała czcionka na bardzo ciemnym tle, to nie był dobry pomysł.Ale nie ważne.Teraz, żeby nie było.Z Londynu do Irlandii lot trwa coś około chyba 2-3 godzin.Godzina 23 wczoraj, a ja na łózeczku, laptopik na kolankach i przeszukuje internety.Eghh wylądowałam na jakiejś stronce, o lotach itd.Na potrzeby opowiadania troche przedłużyłam czas lotu.Rozdział 3 pojawi się w następnym tygodniu.Może będę miała już nowego laptopa i uda mi się normalnie coś napisać.Ale nieważne.Zastanawiałam się nad jednym komentarzem.Skąd wiedzieliście, że Em poleci do Mullingar?Potem uświadomiłam sobie, że większość czytelników to Directioners.Brawa dla mojej inteligencji.To tylko moje plany, ale zamierzam zrobić obsadę, jak to wygląda.Nie mam tu na myśli 5 chłopaków ;)
Jak myślicie, kto wypowiada ostatnie zdanie?

wtorek, 27 maja 2014

Zwiastun 2

Tak jakby jestem chora, co wiąże się z tym, że siedzę w domu i się nudzę.Taak, ja nie potrafię się nudzić, kiedy mam czynnego bloga.Więc postanowiłam zrobić kolejny zwiastun i przyznam, spodobało mi się to.

poniedziałek, 26 maja 2014

Rozdział 1

-Emily.Kochanie, obudź się.Em...-Natarczywe potrząsanie moim ciałem wyrwało mnie z błogiego snu, w którym chciałam zostać do końca mojego i tak już zniszczonego życia.Kimś, kto odważył się zakończyć chwile w miejscu, gdzie nie martwiłam się niczym, okazała się moja własna rodzicielka.Zawsze tak robiła, odkąd Luke zmarł, rodzice zaczęli się kłócić.Nie dość, że byłam załamana po śmierci najlepszego przyjaciela, musiałam się jeszcze zamartwiać o nich.Codzienne kłótnie wyniszczały nie tylko ich samych, ale również i mnie.Raniły moje już rozdarte serce, sprawiały, że psychiczne rany wyrządzone na mojej duszy, otwierały się ponownie na światło dzienne.Matka przestała potrząsać moim ciałem, zamilkła.Oho, prawdopodobnie usiadła na żyletce.Lub zobaczyła zakrwawiony nadgarstek swojej córki.No, ale cóż, mamo.Starałam się nie natrafić na żyłę, ale chyba nie wiesz jakie to ciężki, kiedy twoje oczy są zasłonięte słonymi łzami rozpaczy.A twoje ręce trzęsą się jak galareta.Tak, na pewno nie wiesz jak to jest.Westchnęłam, niezauważalnie przetarłam podpuchnięte oczy.Wycierając lewy nadgarstek w czarną koszulkę Marsów, odwróciłam się twarzą do nieproszonego gościa.Z troską wymalowaną na twarzy powiedziała cicho, jednak na tyle głośno bym usłyszała.
-Przepraszam za to.To nasza wina, myślę, że będzie ci lepiej, jeżeli na jakiś czas przeprowadzisz się do babci, do Mullingar.-Cierpliwie czekałam, aż skończy, kiedy to zrobiła, wybuchłam.
-CO?Nie mogę się tam przenieść...ja...wy chcecie mnie z tym wszystkim zostawić!Babcia mieszka miliony kilometrów stąd.Ja nie mogę do niej lecieć, wiesz, że nie zostawię Luke`a.-Odkąd umarł, codziennie chodziłam na jego grób.Przesiadywałam tam godzinami, płakałam, mówiłam do niego.Wiedziałam, że krzyki nie przywrócą go do życia, ale nie miał nic do stracenia.Przecież był martwy.Nie chciałam jechać, nie mogłam go zostawić.
-Emily, kochanie.On nie żyje, musisz się z tym pogodzić.-Nie wierzyłam, że ona to powiedziała.Jednak miała racje.Luke nie żyje, a ja musiałam sie z tym pogodzić.Musiałam oderwać się od tego, co się tu dzieje.W tym domu, tym mieście.I jedynym sposobem, aby to zrobić, jest wyjazd do babci.Nic mi się nie stanie przecież, jeżeli wyjadę na miesiąc, albo dwa.Odpocznę i wrócę, może nawet porozmawiam z Libbs.Może już nie jest taką zdzirą.Ostatnim razem, kiedy byłam u babci, brunetka próbowała się pozbierać po śmierci matki.Nie było to łatwe i jak widać miało na nią wielki wpływ.Zaczęła się puszczać z każdym napotkanym chłopakiem.Zaprzyjaźniła się z jakimś gangiem, o którym opowiadała Elanor.Tęsknie za nią, mimo, iż nie widziałyśmy się prawie rok, nadal jest moją przyjaciółka.Gdyby tylko wiedziała, co próbowałam zrobić, co nadal robię.Od razu przyleciałaby tutaj, do mnie.Nie zważałaby na konsekwencje.Cała El.Moja jedyna i najlepsza przyjaciółka.Zdałam sobie sprawę z jednej ważnej rzeczy, tęsknię za nią.Mam nadzieję, że opiekuje się moją kuzynką.Nie wiadomo co może zrobić, kiedy jest w rozpaczy.Muszę się z nimi zobaczyć.Spojrzałam na rodzicielkę, zmierzającą ku drzwiom.Zaczęłam:
-Mamo..pojadę tam.Przyda mi się odpoczynek od.. tego wszystkiego.-Podeszła i wzięła moje ciało w objęcia, na co się wzdrygnęłam.Tak bardzo nie chciałam być przez nikogo dotykana.Błagam puść mnie.Proszę.Odsunęła się ode mnie.Spojrzała mi w oczy, szukając jakichkolwiek oznak wstrętu lub nienawiści.Nie znalazła nic.Poinformowała, że rano mam samolot, więc muszę zacząć się pakować.Tak też zrobiłam, oczywiście nie ruszyłam się z miejsca, dopóki nie wyszła.A kiedy to zrobiła, poszłam po walizkę.Westchnęłam, co ja mam zabrać?Żyletki.Podpowiadał głos w mojej głowie.Nie.Pastę do zębów, koszulki, bieliznę, buty.To na pewno, może jeszcze książki, laptopa.Żyletki.Nie, nie mogę.Muszę z tym skończyć, jak El się dowie.Będzie po mnie.Żyletki.Wezmę te żyletki.Nie wytrzymam bez cięcia się tych kilku miesięcy, może dni.Poszłam do łazienki, która była na przeciw pokoju.Identyczne pomieszczenie znajdowało się również na dole, obok kuchni.Podeszłam do szafeczki pod zlewem.Otworzyłam ją, po czym zaczęłam szukać upragnionych żyletek.Jednak nigdzie ich nie znalazłam, czułam wielką potrzebę przyłożenia jednej do mojego nadgarstka i nacięcie go, nie mocno.Potrzebowałam żyletek.Teraz.Sprawdziłam pudełeczko po tamponach, może mama ich tam nie znalazła.Były, cichutki okrzyk triumfu rozległ sie po pomieszczeniu.Patrzyłam się na czarne pudełeczko z 7 żyletkami, już miałam wyciągnąć jedną i naciąć skórę, jednak postanowiłam sprawdzić jak długo jeszcze wytrzymam.Wróciłam do pokoju, nigdzie nie było śladu po zakrwawiony, ostrym jak brzytwa przedmiocie.Zabrała ją, jak i resztę.Ale nie pomyślała o pudełku po tamponach.Wrzuciłam żyletki to torby podróżnej i zaczęłam wybierać z szafy moje ubrania.Bluzy, bluzki z długim lub krótkim rękawem lądowały w walizce.Tak samo stało się z spodniami, spodenkami, bielizną i innymi.Na koniec jeszcze tylko znaleźć torbę od laptopa, wziąć ładowarkę i mogę jechać.Postanowiłam przejść się do Luke`a i go pożegnać.Muszę zacząć nowy rozdział w moim życiu.Bez niego.
     To tutaj, nowy cmentarz.Odkąd umarł, przychodziłam tu codziennie.Nie było dnia, kiedy o nim nie myślałam.Wzrokiem odszukałam jego grób.Podeszłam, po czym usiadłam na ławeczce.Po raz tysięczny przeczytałam napis
      Luke Hemmings
     Ur. 16 Lipca 1996 
    Zm. 28 marca 2014
   "Odszedłeś tak młodo"
Poczułam jak samotna łza spływa po moim policzku, nie chcąc się rozpłakać, starłam ją.Porozmawiałam z nim chwilę i poszłam do domu.Nawet nie zauważyłam kiedy z południa stała się noc.Znowu przesiedziałam tu kilka godzin.
_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-
No hey.Tak więc, dzisiaj dodałam rozdział.Czemu?Nie mogłam wytrzymać, musiałam napisać 1 rozdział.No i cały dzień siedziałam w domu, więc miałam czas.Na historii mnie nie było, więc nie dostałam złej oceny.Żadnej nie dostałam.Tak się ekscytuje tą nową historią, że nie mogę przestać o niej myśleć.Chcę jak najszybciej dojść do momentu, w którym Zayn spotka Em, który może będzie w rozdziale 3.Mam miliardy pomysłów i muszę je jakoś uporządkować, inaczej wyjdzie z tego znowu jakieś gówno.Tak jak z poprzednim blogiem.No, ale nie żałuję, że go usunęłam.Jeszcze jedna ważna rzecz.Mianowicie w tej historii pozmieniałam wiele rzeczy i poprzekręcałam jeszcze więcej faktów.Zayn jest jedynakiem, tak jak Louis, Liam i Niall.Jedynie Harry ma młodszą siostrę Gemmę.Rodzice Zayna się rozwiedli, więc mieszka z matką, która często podróżuje, więc rzadko bywa w domu.Tak samo jest z Louisem.No i to chyba na tyle, napisałam tą informacje, żeby potem nie było komentarzy, w których piszecie,że się pomyliłam.
PS.Dziękuję za komentarze pod poprzednim postem, miło wiedzieć, że komuś się podoba ta historia.

sobota, 24 maja 2014

Prolog

To już 2 miesiąc.33 dni temu wszystko się zaczęło.Moje idealne życie zaczęło się walić, kawałek po kawałku.Na początku los odebrał mi Luke`a.Kochałam go jak brata, niestety w wypadku przeżyłam tylko ja.Były 18 urodziny jego kolegi, bardzo chciał abym z nim tam poszła, więc się zgodziłam.Na początku było fajnie, sex, alkohol, dragi.Gdziekolwiek się obejrzałam, widziałam albo ćpających ludzi, albo namiętnie całujące się pary.Nie zaprzeczę, chciałam być na miejscu jednej z tych dziewczyn.Która by nie chciała?Jednak to otoczenie, ci ludzie.To mnie przerażało, nie byłam typem imprezowicza, jednak chętnie obserwowałam to, co się dookoła mnie działo.Nim się obejrzałam, Luke wściekły wychodził z domu, ciągnąc mnie za sobą.Nawet się wtedy nie opierałam, nie wiedziałam czemu.Może dlatego,że nie chciałam go puścić samego, pijanego na ulice.I jeszcze,żeby wsiadł do samochodu.Niestety musiał przyjechać na głupim motorem.Wiedział,że boję się nimi jeździć, jednak postawił na swoim.I tak właśnie to doprowadziło go do śmierci, gdyby przyjechałby samochodem, nic złego by się nie stało.Przeżyłby, a ja nie popadłabym w depresje.Wspierałby mnie, kiedy przychodziłabym nad ranem do jego domu.Przemówiłby moim rodzicom do rozsądku, sprawiłby,że przestaliby się kłócić.Ale nic już nie może zrobić.Leży w grobie, sam, kilka metrów pod ziemią.I nie mogę zrobić nic, aby to odwrócić, aby przywrócić go do życia.Westchnęłam smutno, odkąd umarł, czułam w sercu rozdzierający ból, pustkę, której nie da się opisać.Nie dziwne,że się załamałam.A sytuacji nie poprawiały ciągłe kłótnie rodziców.Chyba się rozwiodą.Nie lubię, kiedy zaczynają się wyzywać.To takie bolesne, siedzieć w pokoju, słuchając na słuchawkach Birdy i starać się nie słuchać ich przezwisk.Nawet piosenki puszczane na full nie pomagają.Jedna, pojedyncza łza, spłynęła po moim bladym policzku.Chwilę później dołączyła do niej kolejna, i kolejna,aż w końcu rozpłakałam się po raz setny w tym dniu.Wypłakałam tyle łez, że czasami zastanawia mnie, ile jeszcze będę wstanie wypłakać.Już dawno powinny mi się skończyć, wszystko się kończy.Raz jesteś szczęśliwa, raz nie.Postanowiłam wyjść z tego doła.A raczej kanionu.Po raz pierwszy od 33 dni puszczę sobie coś wesołego.Usłyszałam trzask drzwi.A następnie podniesione głosy.Zaczyna się.Znowu będą się kłócić, nie myliłam się.Chwilę później dobiegły mnie wyzwiska.
-To ty jesteś suką! Nie umiesz nawet ugotować pieprzonego obiadu!
-Za to ty nawet nie raczyłeś rozpalić w piecu!Jak myślisz, w czym, ja się wykąpie...
-Jak możesz być taką egoistką!?Ja mam tu umierać z głody, podczas gdy ty będziesz sobie zwalała pieprzona palcówę na kiblu!Znajdź sobie kogoś, kto chciałby pieprzyć taką pomarszczoną pizdę jak ty !-nie chciałam już tego słuchać.Nałożyłam słuchawki, puściłam moją piosenkę.Piosenkę, którą uwielbiał Luke.Mam z nią tyle wspomnień, pięknych jak i złych.Jednak teraz, jedyne co było mi potrzebne, to żyletka.Tylko ona mnie rozumiała, oprócz niej był tylko Luke.Nikt więcej.To oni wszyscy wpędzili mnie w stan, zwany depresją, z której nie da się wyjść.Nie można jej wyleczyć.Ona cię wyniszcza, od środka.Prędzej, czy później umrzesz.Zabijesz się, ponieważ nie wytrzymasz psychicznie.Tak jak ja.Chciałam się zabić.Chciałam popełnić samobójstwo.Uratowali mnie.Nienawidzę tego słowa.Położyłam się na łóżku, wzięłam żyletkę.Zrobiłam kilka cięć, nie głębokich, ale bolesnych.Piekło.Ale ból fizyczny jest lepszy od bólu psychicznego.Po tym drugim zostają rany, które nigdy się nie zagoją.Zawsze bolą,tak bardzo kurewsko bolą.I z każdym dniem jest coraz gorzej.
_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-
Tak więc witam na moim blogu.Poprzednio była tu zupełnie inna historia, ale postanowiłam ją usunąć.Spokojnie ta będzie o wiele lepsza.Prolog troche smutnawy, tak jak następne kilka rozdziałów.Ale nie bójcie się, Kiedy Em już pozna Zayna i jego paczkę, rozdziały nie będą aż takie smutne.Nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział.Przypuszczam,że za jakieś 2 tygodnie.Mam dużo nauki, a teraz powinnam uczyć się historii, a nie pisać prolog.No, ale Brilliant prosiła o prolog, więc oto on.Mam nadzieję,że niektórzy z was, zrozumieją przekaz ukryty w tekście.

Zwiastun

Tak więc, pobawiłam się dzisiaj windows movie markerze i o to jest.Jest to mój pierwszy zwiastun, więc proszę o wyrozumiałość.Starałam się ;) zapraszam do oglądnięcia